Już w styczniu pojawiły się pierwsze zwiastuny głośnego filmu „Sonata”. Filmu, który tak mnie urzekł swą fabułą, że postanowiłam czym prędzej zorganizować młodzieży ZSM wyjazd do kina HELIOS w K-Koźlu.
Oczywiście za zgodą i przy aprobacie dyrektora Jana Łaty. Zaraz po powrocie ze zdalnego nauczania podjęłam działania organizacyjne przy współpracy z życzliwą nam panią kierownik kina – Izabelą Lewicką. Wyjazd na „Sonatę” spotkał się z dużym zainteresowaniem i wkrótce listę uczestników zapełniło niemal dziewięćdziesiąt nazwisk. By sprawić podopiecznym niespodziankę, nie zdradzałam, czego dotyczy tematyka filmu, którego ogólnopolska premiera odbyła się 4 marca tego roku i od razu wzbudziła wiele emocji.
Tak oto 15 marca liczna grupa podekscytowanej młodzieży MECHANIKA, ulokowana w dwóch autokarach z zaprzyjaźnionego PKS-u, udała się do w/w kina. Lecz, paradoksalnie, moja osoba jako organizatora nie mogła tej ekipie towarzyszyć, gdyż poważne zapalenie krtani na kilka tygodni przykuło mnie do łóżka. Czując jednak zbliżającą się niemoc, przygotowałam tzw. wariant B, powierzając kierownictwo wycieczki Małgosi Wanickiej, która podjęła się tego zadania, będąc zresztą jednym z opiekunów. Przy okazji, jej klasa – 1 AL, którą mam przyjemność uczyć, niemal w całości się zapisała, co naprawdę cieszy. Ponadto uczniowie z klas: 2 CD, 2 L (moi wychowankowie), 1 I, 2 I, 2 A, 3 BM, 3 T oraz 4 CD. W większości osoby, z którymi mam bezpośredni kontakt na zajęciach języka polskiego. Wszak kino to ważny element kształcenia kulturowego.
Wracając do samego wyjazdu. Liczna grupa wymaga kilku opiekunów, zatem w ich gronie znaleźli się także poza wspomnianą Małgosią: Krysia Koziara, Agnieszka Korczyńska, Viola Maciej jak i szkolny katecheta – ks. Kamil Sowada.
Tymczasem słów parę o samym filmie.
Oparta na faktach „Sonata” wzrusza i pokrzepia zarazem. To film o dawaniu siebie i niepoddawaniu się.
Film, który zdobył Nagrodę Publiczności na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Wyreżyserowany w zasadzie przez dokumentalistę – Bartosza Blaschke, przyciąga nie tylko wspaniałą fabułą, o czym za chwilę, ale także plejadą znakomitych aktorów. A wśród nich: Małgorzata Foremniak, Łukasz Simlat, Jerzy Stuhr, Lech Dybik, debiutujący Michał Sikorski (główna rola) i inni.
Blaschke opowiada w swym filmie historię chłopca z Podhala, dziś 27-letniego Grzegorza Płonki, który, mimo głębokiego niedosłuchu, dąży do realizacji swoich marzeń i zostaje mistrzem fortepianu, choć brzmi to niewiarygodnie. Grzegorz walczy o siebie… Dopiero, gdy ma lat czternaście, lekarze stawiają trafną definicję jego schorzenia. Głęboki obustronny niedosłuch. Wcześniej zakładano, że cierpi na autyzm. Wprawdzie tak późna, lecz trafna diagnoza pozwala odkryć talent muzyczny chłopca. Najpierw aparaty słuchowe, a później wszczep implantu ślimakowego otwierają przed bohaterem bogaty świat dźwięków, który oczarowuje Grzesia. Tych dźwięków, których poczucie miał mimo wady słuchu. I ta wyjątkowa wrażliwość z miłością do muzyki, zwłaszcza kompozycji Ludwiga van Beethovena i jego słynnej „Sonaty księżycowej”. Utworu wirtuozersko wykonanego przez Grzegorza podczas gali koncertowej… Aż trudno uwierzyć. Chłopak z poważną wadą słuchu mistrzem fortepianu…
Lecz nie będę zdradzać dalszych tajników filmu, bo trzeba go po prostu zobaczyć. By jednak zachęcić kolejnych odbiorców dopowiem, że to opowieść o harcie ducha, o upartej pogoni za marzeniem. To opowieść o kreowaniu własnego świata. O pasji. Wreszcie opowieść o stawaniu się artystą.
„Sonata” ukazuje świat z perspektywy konkretnego, odrzuconego człowieka, który zmaga się ze swoją niepełnosprawnością i jej konsekwencjami.
Grzegorz Płonka i jego rodzice zderzają się z bezdusznym systemem, który zamiast ułatwiać życie chorym, rzuca im kłody pod nogi. Widz obserwuje szereg odcieni walki z niepełnosprawnością. Mamy tu zaburzone relacje rodzinne, jakie niesie ze sobą niepełnosprawność jednego z domowników. Nie brak tu scen wyczerpania zmęczonej matki; ale i nie brak scen humorystycznych.
Stop! Zaczynam się rozpędzać, a chcę tylko zachęcić do obejrzenia filmu. Wszak to dzieło o charakterze dydaktyczno-moralizatorskim. Jakie wartościowe. Podejmuje ważny temat samotności osób z dysfunkcjami organizmu. Niezrozumienia ich przez ogół. Wyobcowania…
Mamy tu do czynienia z filmem, który skupia naszą uwagę, wzrusza, bawi, ale też oburza, gdy widzimy bezradność wobec rzeczywistości, w której żyje bohater.
Wracając do wyjazdu. Niejako dopełnieniem sensu kinowego, swoistą „wisieńką na torcie”, jak powiada Krysia Koziara, tuż po projekcji stało się spotkanie z osobami niepełnosprawnymi, reprezentantami Fundacji KOCHAM SWOJE ŻYCIE oraz Zakładu Aktywności Zawodowej z K-Koźla. Oni to bowiem dali świadectwo prawdzie. A nasza młodzież, zachwycona filmem i pogadanką, nie kryła swego zadowolenia, o czym zresztą świadczyły liczne komentarze i wrażenia, którymi się ze mną dzielili aplikacją Messenger na tzw. klasowych grupach zaraz po powrocie z wycieczki.
Wśród gości, których zaprosiła kierowniczka kina, znaleźli się: Roksana Orzażewska – prezes w/w Fundacji, Mateusz Smołucha – dyrektor ZAZ-u (niedosłyszący ) i jego pracownicy, a mianowicie: Julia Prus, Waldemar Oppelt – niewidomy z psem przewodnikiem, Łukasz Dąbrowski – z amputowaną nogą, reprezentant Polski w piłce siatkowej na siedząco oraz Michał Rykowski.
Prelegenci podzielili się z odbiorcami swoją historią, codziennością, pracą, pasją i chorobą, z którą zmagają się każdego dnia, nie tracąc przy tym optymizmu i radości z życia. I choć każdy dzień to wyzwanie, nie narzekają ,a stawiają sobie poprzeczkę wysoko. Mało tego. Angażując się w działania Fundacji, pomagają nie tylko sobie, ale i innym dźwigającym brzemię niepełnosprawności czy nieuleczalnej choroby. Szerzą wolontariat, do czego wszystkich zachęcają.
W trakcie owego spotkania nie mogło też zabraknąć nawiązania do postaci bohatera filmu. Goście zwracali szczególną uwagę na problemy osób z różnymi niepełnosprawnościami, na szereg barier do pokonania, zwłaszcza tych głęboko zakorzenionych w świadomości. Mentalnych. Wiele się już zmieniło, ale ciągle jeszcze daleka jeszcze droga do prawdziwej integracji… Temat jakże mi bliski…
Myślę, że nie będzie to nadużyciem z mojej strony, gdy powiem, że spotkanie, o którym tu mowa, dla naszych młodych przyjaciół, często oderwanych od rzeczywistości, żyjących w świecie smartfona, to prawdziwa i jakże realna lekcja zrozumienia, życzliwości, empatii, przyjaźni i… miłości. Lekcja solidaryzmu z tymi, którzy mają gorszy świat, bo dźwigają brzemię niepełnosprawności czy nieuleczalnej choroby. Solidaryzmu z tymi, dla których los nie był łaskawy…
Śmiało rzec mogę, że pogadanka podsumowująca „Sonatę” to jakoby kolejna edycja mojego autorskiego programu integracyjnego „BEZ BARIER”, który od lat zgoła dziewiętnastu mam przyjemność prowadzić w ramach Głubczyckich Dni Kultury.
A’propos, mam nadzieję, że kolejna fala pandemii nie pokrzyżuje planów jego organizacji i w listopadzie rzecz się odbędzie. A niewykluczone, że przy fortepianie „Bohemia” w sali widowiskowej MOK-u zasiądzie nie kto inny, a sam Grzegorz Płonka – Beethoven z Podhala – i zagra nam słynną „Sonatę księżycową”… Ale ciiicho, by nie zapeszyć…
Przy okazji, warto organizować wyjazdy czy wyjścia do kina na filmy edukacyjne, zwłaszcza te w ramach projektu KINO NA TEMAT. Mamy tu bowiem bogaty wybór wartościowych tytułów. A z powodu jednego dnia nieobecności uczniów na zajęciach w szkole proces dydaktyczny nie ucierpi. Wręcz przeciwnie. Wiele zyska…
Skoro mowa o kinie, to przypominam również, że każdego miesiąca, w jedną z sobót, nasz Miejski Ośrodek Kultury zamienia się w kino. Tak też się stanie w najbliższą sobotę ,9 kwietnia. Repertuar dla dzieci, młodzieży i dorosłych. A wśród trzech propozycji filmowych o godz.16 właśnie „SONATA”, z czego bardzo się cieszę. Jeśli zdrowie pozwoli, udam się nań po raz kolejny. Więcej informacji na Facebook’u i stronie MOK-u oraz Głubczyckiej Informacji Kulturalnej. Zachęcam.
Kończąc, raz jeszcze chcę powiedzieć, że „Sonatę” trzeba zobaczyć, bo naprawdę warto!
Z pozdrowieniem Maria Farasiewicz